piątek, 25 maja 2012

dzięki Tobie widzę świat w innych barwach.

ROZDZIAŁ 3

spojrzałem na niego z lekkim niedowierzaniem. czy to co się stało teraz miało jakiekolwiek znaczenie dla niego? zgaduję, że tak.
wcześniej nie rozmyślałem nad uczuciami, jakimi darzę Louisa. wiadomo, że był i jest dla mnie bliski. w końcu to mój najlepszy przyjaciel. ale czy mogłoby to być coś więcej? czy nasza przyjaźń mogłaby przerodzić się w coś głębszego? sam nie jestem tego pewien.
- Louis... - wyszeptałem zdezorientowany.
- nie mów nic. - przerwał mi. - to nie powinno się stać. - odwrócił się mając zamiar odejść.
działając pod wpływem chwili chwyciłem go na ramię i przyciągnąłem do siebie. pocałowałem go. poczułem znów to przyjemne uczucie. to ciepło.
odsunął się niepewnie.
- Harry, ty sobie ze mnie żartujesz? - spytał. zauważyłem łzę spływającą po jego policzku. kiwnąłem przecząco głową. uśmiechnął się. - więc mówisz na poważnie?
w odpowiedzi objąłem go swoim ramieniem.
czy to w ogóle możliwe byśmy darzyli się uczuciem głębszym niż przyjaźń? może po prostu nie zauważyłem, że między nami od chwili gdy spojrzeliśmy na siebie pierwszy raz, gdy pierwszy raz złapaliśmy się za ręce było coś więcej?
ale czy ja traktuję to zupełnie poważnie?
bo nie chciałbym zranić Louisa.
czy czuję do niego to samo?
bo nie chcę go stracić.
czy jestem na tyle dojrzały by odwzajemniać jego uczucia?
bo jest on moim całym światem.

***
- uśmiechnij się Lou. - powiedziałem i zacząłem odliczanie. gdy wypowiedziałem ostatnią cyfrę nacisnąłem spust od aparatu. poczekałem moment w bezruchu. spojrzałem na wyświetlacz. ujrzałem przesłodkie zdjęcie Louisa z jego siostrą Lottie. oboje wyglądali pięknie. pokazałem im je. od razu im się spodobało.
- jesteś świetnym fotografem. - powiedział Louis i pocałował mnie w prawy policzek. obróciłem głowę w jego stronę i złożyłem na jego ustach pocałunek. odwzajemnił go.
popchnąłem go na łóżko. spojrzałem na niego. wypowiedział dwa słowa, a chwilę potem znikł. szukałem go wzrokiem lecz nigdzie nie mogłem go dostrzec. ułożyłem się na wygodnym materacu łoża Tomlinsona. Lottie spoglądała na mnie z boku zdezorientowana.
łza spłynęła po moim policzku. bałem się, że on już nie wróci.
obudziłem się, co oznaczało, że był to jedynie sen.
***
- wstawaj. - usłyszałem. - Harry, wstawaj. - powtórzył.
- chwilka. - odpowiedziałem niewyraźne.
- mówiłem, żebyś wczoraj tak dużo nie pił i położył się wcześniej spać. - rozpoznałem głos Louisa.
- dobrze mamo. zaraz wstanę.
- no ale Harry... ja chcę Cię teraz! - krzyknął.
- będziesz mnie miał za moment. - zapewniłem.
Tomlinson nie poddał się jednak i zaczął składać na moim czole delikatne pocałunki. nagle niespodziewanie oblał mnie zimną wodą. podskoczyłem jak oparzony spadając przy tym z mojego łóżka.
- cholera, Louis! - wrzasnąłem. byłem na niego zły lecz gdy spojrzałem na niego i na jego usta ułożone w podkówkę od razu złość przeszła.
- przepraszam. - powiedział smutno.
- no dobrze, dobrze. - przytuliłem go.
- nie jesteś zły? - zapytał.
- nie. - uśmiechnął się.
zeszliśmy na dół, usiedliśmy przy stole i czekaliśmy na śniadanie, które dzis wyjątkowo przygotowywał Niall.
- nie jestem tak dobrym kucharzem jak Ty Harry, ale postaram się was nie zatruć. - rzekł blondyn wychylając się zza lodówki.
- dobrze, Niall. cieszymy się. ale teraz wracaj do gotowania. - pośpieszył go Malik.
- spokojnie Zayn, wszyscy jesteśmy głodni. - uspokoił go Liam.
po niedługim oczekiwaniu Horan podał wszystkim poranny posiłek. mówiąc poranny mam na myśli popołudniowy bo była godzina 14, a mówiąc niedługie oczekiwanie tak na prawdę mam na myśli godzinę.

po spożyciu śniadania wszyscy udaliśmy sie do swoich pokoju lecz po piętnastu minutach i tak zebraliśmy się w salonie, by ustalić jakiekolwiek plany na dzień dzisiejszy.
- to co dziś robimy? - zapytałem.
cisza.
- jakieś propozycje? - dodałem.
cisza.
- jakiekolwiek sugestie? - spytałem.
cisza. było słychać jedynie "ciche" chrupanie Nialla, który właśnie zajadał się chipsami.
- no to może przejdziemy się gdzieś?
- przecież jest brzydka pogoda. - odpowiedział leniwie Nialler.
wyjrzałem przez okno i spojrzałem na termometr. było około 30 stopni.
- świeci słońce debilu. od razu powiedz, że Ci się nie chce. - popatrzyłem na niego tym swoim krzywym spojrzeniem.
- nie chce mi się. - powiedział bez zastanowienia.
- no i co. musisz się przewietrzyć i trochę poruszać. wstawajcie. idziemy do MSC. - rozkazałem. chłopcy niechętnie, ale wstali, tak jak im kazałem.
około 16 byliśmy już na miejscu.
ledwo co wyszliśmy z samochodu i już okrążyły nas nasze fanki. porozdawaliśmy masę autografów i zapozowaliśmy do zdjęć. niczym top model.
- co chcecie? - zapytał Louis. - idę zamówić.
- to co zawsze! - krzyknął Liam.
- czy Larry istnieje? - pewna fanka skierowała w moją stronę to pytanie.
- myślę, że tak. kocham Louisa. - odpowiedziałem. w tym momencie paręnaście fanek jednogłośnie wydało z siebie "awwww". prawdopodobnie uznały moją odpowiedź za jedną z najsłodszych rzeczy, jakie kiedykolwiek powiedziałem. no cóż.
po chwili Tommo przyszedł wraz z naszym zamówieniem.
- idziemy do Nandos? idziemy? - dopytywał blondasek.
- przecież nie chciałeś nigdzie iść. - strzeliłem pokerface'a
- wyjść na miasto i nie iść do miasta? przecież to skandal! -krzyknął i tupnął nogą udając obrażonego.
- no dobrze, dobrze. - zgodziłem się.
podreptaliśmy więc wspólnie do ulubionego miejsca Horana. ten jak zwykle nie wiedział na co ma się zdecydować więc sobie chwilę poczekaliśmy.

- arr chodź tu kociaku. - wykrzykiwał do mnie Tomlinson. drażnił się ze mną.
- chcesz tego? na sto procent? - chciałem się upewnić.
- jestem tego pewien jak nigdy niczego innego. - wystawił język.
- no to WOJNA! - wrzasnąłem na cały dom.
i zaczęliśmy się rzucać mąką. raz ja dostawałem, raz on. większość rzutów i tak było nietrafnych. po chwili dołączył do nas Niall. potem Liam i Zayn. z pojedynku wszyscy wyszliśmy cali biali. nie jesteśmy normalni, ale nie przeszkadza nam to.
- to może dokończymy naszą przygotowywać naszą pizze? - zaproponował.
- ale tym razem nic nam nie przeszkodzi, ok? - zapytałem.
- mhm. - przytaknął.
- no to do pracy!
po 30 minutach pizza znajdowała się już w piekarniku. gdy leżała gotowa na stole Nialler od razu się na nią rzucił i zabrał połowę. zacząłem go gonić.
- oddawaj to cioto! - krzyczałem.
- niee! moje jedzenie!
- no, ale Niall...
- no ale Harry...
- to moja pizza!
- błagam... - ukląkł na kolana.
- a co będę z tego miał? - spytałem. uśmiechnąłem się chytrze.
- hm... - zastanawiał się.
- pierzesz mi ubrania przez tydzień. - rozkazałem.
- no, ale...
- dobra, to przez miesiąc!
- Harry..
- dwa miesiące? - zasugerowałem.
- dobra, to niech już będzie ten tydzień. - odpowiedział.
zaśmiałem się.
- Horan pierze mi ubrania przez miesiąc, feel like a boss! - biegałem po kuchni i wrzeszczałem jak opętany.
czasami jest mi za siebie wstyd, a co dopiero ma powiedzieć Liam, który gdy widzi moje "odpały" strzela facepalma i przygląda się krzywo z boku. no, ale cóż. jestem równie zakręcony i zwariowany jak moje włosy.
- łączymy się z Tobą w bólu, Niall. - przyznał Malik
- jesteś zazdrosny bo nie umiesz piec tak dobrej pizzy jak ja, dla której Niall poświęca się tak bardzo. - wytknąłem język.
- nie umiem takiej jak Ty, bo ja umiem robić lepszą.
- spokojnie... oboje pieczecie pyszną pizze - uspokajał nas Liam.

***
- dobranoc. - powiedziałem i udałem się do swojego pokoju. ułożyłem się wygodnie na łóżku i zasnąłem.
nie wiem ile dokładnie trwała ta moja drzemka ale podejrzewam, że niedługo. przerwał mi w niej Louis.
- co chcesz? - spytałem zaspanym głosem.
- mam koszmary i nie mogę spać. czy mógłbym się położyć koło Ciebie? - pytając zrobił oczka niczym kot ze Shreka.
- no dobrze, chodź. - odsunąłem kawałek kołdry i poklepałem miejsce koło siebie. Louis wtulił się we mnie i pocałował mnie w czoło.
- dobranoc, moje małe Hazziątko. - rzekł.
- dobranoc, Lou Lou. - odpowiedziałem i pocałowałem go w policzek.

chwila minęła nim zasnąłem więc wpatrywałem się w niego jeszcze przez moment i rozmyślałem.

obudził mnie głośny huk.
szybko zbiegłem na dół, by sprawdzić o co chodzi. zorientowałem się, że hasał dochodził z kuchni więc poszedłem do niej. z początku nie zauważyłem nic szczególnego lecz dopiero po chwili dostrzegłem małego zakrwawionego kotka wokół którego leżały kawałki szkła. podniosłem na chwile swój wzrok na okno. była w nim spora dziura. domyśliłem się, że ten kotek właśnie w ten sposób się tu dostał. wpadł przez okno.
ale jak? przecież sam raczej nie miał tyle siły. czyżby ktoś sam go przez rzucił?

podszedłem do niego i delikatnie uniosłem go w górę. wziąłem kawałek gazika i wytarłem go z krwi. opatrzyłem jego nóżkę bandażem i zawołałem chłopaków. gdy przekroczyli próg drzwi stanęli na środku pomieszczenia. jak wryci spoglądali raz na mnie,raz na naszego małego gościa.



cześć:)
witam was znówwww. cieszycie się, że w tak szybkim czasie dodałam nowy? :D
za pewne dodałabym wcześniej ale miałam jednodniową blokadę po przeczytaniu tego imagina z zux & zarrym. szczerze? to rzygać mi sie chciało po nim. jak można zrobić coś tak okrutnego tak cudownej istotce? no, ale dobra. nie będę hejtowała bo inne directionerki wystarczająco już ją zjechały. pozostawię to bez zbędnego komentarza.
mam sprawę.
nie wiem kiedy dodam następny bo po pierwsze to tak. w przyszłym tygodniu mam biwak więc nie będe pisała. po nim też na pewno trudno będzie mi się zbierało na nabazgranie jakiegoś chociażby początku.
i chyba jak każdy wie teraz jest czas poprawiania ocen a ja muszę niektóre poprawić, więc mam sporo nauki.
szóstego czerwca mam bal.
ósmego czerwca mam urodziny.
i jeszcze muszę odwiesić tego drugiego bloga i w końcu coś na nim napisać!
postaram się coś wymyślić.
ano i dziękuję za osiiiiiiiiiiiiiiiiiiiem komentarzy pod ostatnim rozdziałem. jak na pierwszy chapter z możliwością dodawania opinii to jest good, so good!<3
nie wiem, czy umożliwić wam dodawanie się do czytaczy. jeszcze się zastanowię, jak coś to zrobię to dziś wieczorem, ewentualnie jutro!:D jeżeli się oczywiście na to zdecyduję.
JESZCZE RAZ DZIĘKI<3





6 komentarzy:

  1. Larry <3 matko kocham to opowiadanie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. owowowo, świetny :D
    oczywiście będę wpadać :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mistrzostwo świata!!! tyle mogę powiedzieć Larry na prawdę istnieje :)

    zapraszam do mnie http://fifi1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. suuperr!
    na prawdę świetny :)
    czekam na kolejny. ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. oo matko , jaki słodki koniecc !!! <33333

    OdpowiedzUsuń