piątek, 13 lipca 2012

#ZAWIESZONY

zawieszam blog na czas nieokreślony, a w tym czasie chętnych zapraszam na all-you-need-is-love-louis.blogspot.com (:

niedziela, 10 czerwca 2012

nothing's fine i'm torn.

ROZDZIAŁ 4 - część pierwsza

- kto to? - zapytał Payne.
- hm.. kotek. - odpowiedziałem. Liam spojrzał na mnie z miną typu ' czy uważasz mnie za debila '.
wyglądał przekomicznie, ale nie o tym teraz mowa. powracając do jakże interesującej rozmowy o zwierzęciu.
- no więc, skąd wziął się ten kotek? - spytał ponownie.
- sam nie wiem. znalazłem go tu całego zakrwawionego. spójrz na szybę. czy to możliwe, że ktoś rzucił nim w nią?
- nie mam pojęcia, ale wygląda to podejrzanie. - powiedział Zayn.
w tym momencie Louis podbiegł do mnie i ostrożnie wziął ode mnie kota. przytulił się do niego i pocałował go w zraniony nosek.
- zatrzymamy go? - zapytał.
- nie wiem. - odpowiedział Liam.
- no proszę, proszę, proszę. - błagał. padł nawet na kolana, uważając oczywiście na na zwierzę.
- ale Louis, kot to nie zabawka.
- będę o niego dbał wraz z Harrym. - spojrzałem na niego zdziwiony. - prawda, Haz?
- no.. dobra..
- no proszę Liam! - wykrzykiwał Tomlinson.
- erm... - zastanawiał się.
- błagam!
- no dobra... - uległ.
- no to jak go nazwiemy? - zapytał Nialler.
- skoro ma być to kotek Harry'ego i Louisa... - zaczął Zayn lecz Horan przerwał mu i dokończył wypowiedź za niego.
- nazwijmy go Larry. - wykrzyczał blondas.
z Lou spojrzeliśmy na siebie znacząco.
- no więc witamy Stylinson. - podszedł do Larry'ego Liam.

~ rok później ~
- Czy Ty Liamie Paynie bierzesz tą oto Danielle Peazer za swoją żonę i ślubujesz jej miłość i uczciwość i że jej nie opuścisz aż do śmierci? - zapytał ksiądz.
- yeah, to znaczy pewnie, kocham Cię. dajcie lepiej te obrączki. - odpowiedział. jeszcze nigdy nie widziałem go takiego zdenerwowanego.
- no więc, możecie się pocałować. - nasz Daddy chciał przechylić Danielle tak na bok i pocałować ją , że niby taki romantyczny i w ogóle, ale nie udało mu się to, gdyż oboje wywrócili się ciągnąc za sobą na dół również księdza. wyglądało to przekomicznie, ale tylko dla nas, bo ksiądz gdy tylko się podniósł tak się wkurzył, że aż oczy mu poczerwieniały. mógł się spodziewać, że ten debil coś zrobi. gdy się denerwuje jest taki niezdarny...
na weselu jak zwykle wszyscy się schlali w trzy dupy więc była niezła zabawa. za każdym razem gdy wychodziliśmy na zewnątrz musiał być przy nas obowiązkowo Paul, bo bał się że zrobimy coś głupiego a paparazzi oczywiście zrobią nam wtedy zdjęcia i będzie wielka afera. a tego przecież nikt nie chce.
pod koniec nie kontaktowałem za bardzo i rozpowiadałem wszystkim jakieś głupoty.
jednym zdaniem podsumowując nie pamiętam połowy imprezy, lecz ta połowa, którą pamiętam była udana.
następnego dnia miałem ogromnego kaca, z resztą jak każdy, więc wspólnie go leczyliśmy.
Dan i Liam wyruszyli w podróż poślubną, nie wiadomo gdzie, bo nie chcieli nam powiedzieć.
eh, od kiedy oni stali się tacy tajemniczy?!
dzisiejszy dzień spędziłem z Louisem. wspólnie wygłupialiśmy się i graliśmy w jakieś dziwne gry planszowe. wieczorem postanowiliśmy zagrać w twistera. dołączyli do nas Niall i Zayn .
po trzydziestu minutach wyglądało to trochę dziwnie bo każdy na każdym leżał. jednym słowem orgia.
- ocierasz mi się bejbe w krocze. - powiedział Louis kierując swoje słowa w moim kierunku.
- to ma być coś w stylu zachęty, bo nie zrozumiałem za bardzo. - ano tak. zapomniałem wspomnieć, że dziś też trochę popiliśmy. w końcu jak nie ma naszego tatuśka to nie musimy się ograniczać.
- to takie podniecające, mrr. - zamruczał mi do ucha. pech chciał, że akurat musiał "wisieć" nade mną. ehh, jakoś wytrwam. może obejdzie się bez orgazmu.
- wcale mnie to nie rusza, Tomlinson. - odpowiedziałem obojętnie.
- Ciebie nie rusza, ale coś Ci się rusza. - szepnął. spojrzałem na moje spodnie, a dokładniej w czułe miejsce. "Fuck" - pomyślałem, gdy zobaczyłem, że mój "przyjaciel" pragnie wydostać się na zewnątrz.
- czemu akurat teraz? - zapytałem głośno. chłopcy spojrzeli na mnie z minami "what the fuck?!" a Louis wybuchł śmiechem
- coś się stało? - spytał Zayn.
- erm.. - zmieszałem się. - muszę iść do łazienki.
pobiegłem w stronę WC i zamknąłem się w pomieszczeniu. słysząc jakieś kroki krzyknąłem "zajęte".
- wiem, że chcesz bym był tam z Tobą - oznajmił Tomlinson.
- oj dobra. - wpuściłem go i ponownie zakluczyłem drzwi.
chłopak spojrzał na mnie tym "swoim" wzrokiem po czym zwrócił wzrok ku moim ustom.
- ah, te Twoje malinowe usta, Styles. jesteś cholernie pociągający. - nie wiedziałem co odpowiedzieć więc jedynie czekałem na jego dalsze ruchy.
Tommo przywarł mnie do ściany i delikatnie musnął moje usta po czym wsunął język do moich ust.
wymienianie się z nim śliną było do tej pory jednym z najprzyjemniejszych zajęć.
kolejny szczegół, o którym zapomniałem powiedzieć. ja i Louis jesteśmy razem, przynajmniej tak mi się zdaje.
trwaliśmy tak w pocałunku jeszcze przez parę minut. za pewne doszłoby do czegoś więcej, ale ktoś postanowił nam przeszkodzić i zapukał głośno w drzwi.
- cholera. - powiedział cicho Louis.
- co tam się dzieje? - zachichotał Niall.
- no bo Harry'emu wymazały się spodnie i pomagam mu zmyć tą plamę. - wytłumaczył szybko Tomlinson.
- eh, no dobra, niech wam będzie. - zaśmiał się Horan. - wychodzicie, czy dalej będziecie "czyścić spodnie"? - zapytał wyraźnie podkreślając dwa ostatnie wyrazy.
- wychodzimy.- rzekłem i udaliśmy się wspólnie do salonu. Zayn wciąż był w tej samej pozycji.
- jezu, dlaczego nie usiadłeś na kanapie, czy coś?
- no, bo on - wskazał na irlandczyka - kazał mi się nie ruszać. no i ja się nie ruszałem.
- idiota. - skwitowałem.
- i tak mnie kochasz. - odparł.
prychnąłem.
- chciałbyś.
- nie muszę chcieć.
- stop! - krzyknął Niall. - idę po popcorn.
- a gdzie w ogóle jest Larry? - spytałem.
- u Lou. Lux chciała dziś się z nim pobawić.
- aha, okej.


ROZDZIAŁ NAPISANY OD NOWA, GDYŻ UZNAŁAM, ŻE ŚMIERĆ TOMLINSONA BYŁA BŁĘDEM. CZĘŚĆ DRUGĄ ROZDZIAŁU CZWARTEGO WSTAWIĘ NIEDŁUGO!

piątek, 25 maja 2012

dzięki Tobie widzę świat w innych barwach.

ROZDZIAŁ 3

spojrzałem na niego z lekkim niedowierzaniem. czy to co się stało teraz miało jakiekolwiek znaczenie dla niego? zgaduję, że tak.
wcześniej nie rozmyślałem nad uczuciami, jakimi darzę Louisa. wiadomo, że był i jest dla mnie bliski. w końcu to mój najlepszy przyjaciel. ale czy mogłoby to być coś więcej? czy nasza przyjaźń mogłaby przerodzić się w coś głębszego? sam nie jestem tego pewien.
- Louis... - wyszeptałem zdezorientowany.
- nie mów nic. - przerwał mi. - to nie powinno się stać. - odwrócił się mając zamiar odejść.
działając pod wpływem chwili chwyciłem go na ramię i przyciągnąłem do siebie. pocałowałem go. poczułem znów to przyjemne uczucie. to ciepło.
odsunął się niepewnie.
- Harry, ty sobie ze mnie żartujesz? - spytał. zauważyłem łzę spływającą po jego policzku. kiwnąłem przecząco głową. uśmiechnął się. - więc mówisz na poważnie?
w odpowiedzi objąłem go swoim ramieniem.
czy to w ogóle możliwe byśmy darzyli się uczuciem głębszym niż przyjaźń? może po prostu nie zauważyłem, że między nami od chwili gdy spojrzeliśmy na siebie pierwszy raz, gdy pierwszy raz złapaliśmy się za ręce było coś więcej?
ale czy ja traktuję to zupełnie poważnie?
bo nie chciałbym zranić Louisa.
czy czuję do niego to samo?
bo nie chcę go stracić.
czy jestem na tyle dojrzały by odwzajemniać jego uczucia?
bo jest on moim całym światem.

***
- uśmiechnij się Lou. - powiedziałem i zacząłem odliczanie. gdy wypowiedziałem ostatnią cyfrę nacisnąłem spust od aparatu. poczekałem moment w bezruchu. spojrzałem na wyświetlacz. ujrzałem przesłodkie zdjęcie Louisa z jego siostrą Lottie. oboje wyglądali pięknie. pokazałem im je. od razu im się spodobało.
- jesteś świetnym fotografem. - powiedział Louis i pocałował mnie w prawy policzek. obróciłem głowę w jego stronę i złożyłem na jego ustach pocałunek. odwzajemnił go.
popchnąłem go na łóżko. spojrzałem na niego. wypowiedział dwa słowa, a chwilę potem znikł. szukałem go wzrokiem lecz nigdzie nie mogłem go dostrzec. ułożyłem się na wygodnym materacu łoża Tomlinsona. Lottie spoglądała na mnie z boku zdezorientowana.
łza spłynęła po moim policzku. bałem się, że on już nie wróci.
obudziłem się, co oznaczało, że był to jedynie sen.
***
- wstawaj. - usłyszałem. - Harry, wstawaj. - powtórzył.
- chwilka. - odpowiedziałem niewyraźne.
- mówiłem, żebyś wczoraj tak dużo nie pił i położył się wcześniej spać. - rozpoznałem głos Louisa.
- dobrze mamo. zaraz wstanę.
- no ale Harry... ja chcę Cię teraz! - krzyknął.
- będziesz mnie miał za moment. - zapewniłem.
Tomlinson nie poddał się jednak i zaczął składać na moim czole delikatne pocałunki. nagle niespodziewanie oblał mnie zimną wodą. podskoczyłem jak oparzony spadając przy tym z mojego łóżka.
- cholera, Louis! - wrzasnąłem. byłem na niego zły lecz gdy spojrzałem na niego i na jego usta ułożone w podkówkę od razu złość przeszła.
- przepraszam. - powiedział smutno.
- no dobrze, dobrze. - przytuliłem go.
- nie jesteś zły? - zapytał.
- nie. - uśmiechnął się.
zeszliśmy na dół, usiedliśmy przy stole i czekaliśmy na śniadanie, które dzis wyjątkowo przygotowywał Niall.
- nie jestem tak dobrym kucharzem jak Ty Harry, ale postaram się was nie zatruć. - rzekł blondyn wychylając się zza lodówki.
- dobrze, Niall. cieszymy się. ale teraz wracaj do gotowania. - pośpieszył go Malik.
- spokojnie Zayn, wszyscy jesteśmy głodni. - uspokoił go Liam.
po niedługim oczekiwaniu Horan podał wszystkim poranny posiłek. mówiąc poranny mam na myśli popołudniowy bo była godzina 14, a mówiąc niedługie oczekiwanie tak na prawdę mam na myśli godzinę.

po spożyciu śniadania wszyscy udaliśmy sie do swoich pokoju lecz po piętnastu minutach i tak zebraliśmy się w salonie, by ustalić jakiekolwiek plany na dzień dzisiejszy.
- to co dziś robimy? - zapytałem.
cisza.
- jakieś propozycje? - dodałem.
cisza.
- jakiekolwiek sugestie? - spytałem.
cisza. było słychać jedynie "ciche" chrupanie Nialla, który właśnie zajadał się chipsami.
- no to może przejdziemy się gdzieś?
- przecież jest brzydka pogoda. - odpowiedział leniwie Nialler.
wyjrzałem przez okno i spojrzałem na termometr. było około 30 stopni.
- świeci słońce debilu. od razu powiedz, że Ci się nie chce. - popatrzyłem na niego tym swoim krzywym spojrzeniem.
- nie chce mi się. - powiedział bez zastanowienia.
- no i co. musisz się przewietrzyć i trochę poruszać. wstawajcie. idziemy do MSC. - rozkazałem. chłopcy niechętnie, ale wstali, tak jak im kazałem.
około 16 byliśmy już na miejscu.
ledwo co wyszliśmy z samochodu i już okrążyły nas nasze fanki. porozdawaliśmy masę autografów i zapozowaliśmy do zdjęć. niczym top model.
- co chcecie? - zapytał Louis. - idę zamówić.
- to co zawsze! - krzyknął Liam.
- czy Larry istnieje? - pewna fanka skierowała w moją stronę to pytanie.
- myślę, że tak. kocham Louisa. - odpowiedziałem. w tym momencie paręnaście fanek jednogłośnie wydało z siebie "awwww". prawdopodobnie uznały moją odpowiedź za jedną z najsłodszych rzeczy, jakie kiedykolwiek powiedziałem. no cóż.
po chwili Tommo przyszedł wraz z naszym zamówieniem.
- idziemy do Nandos? idziemy? - dopytywał blondasek.
- przecież nie chciałeś nigdzie iść. - strzeliłem pokerface'a
- wyjść na miasto i nie iść do miasta? przecież to skandal! -krzyknął i tupnął nogą udając obrażonego.
- no dobrze, dobrze. - zgodziłem się.
podreptaliśmy więc wspólnie do ulubionego miejsca Horana. ten jak zwykle nie wiedział na co ma się zdecydować więc sobie chwilę poczekaliśmy.

- arr chodź tu kociaku. - wykrzykiwał do mnie Tomlinson. drażnił się ze mną.
- chcesz tego? na sto procent? - chciałem się upewnić.
- jestem tego pewien jak nigdy niczego innego. - wystawił język.
- no to WOJNA! - wrzasnąłem na cały dom.
i zaczęliśmy się rzucać mąką. raz ja dostawałem, raz on. większość rzutów i tak było nietrafnych. po chwili dołączył do nas Niall. potem Liam i Zayn. z pojedynku wszyscy wyszliśmy cali biali. nie jesteśmy normalni, ale nie przeszkadza nam to.
- to może dokończymy naszą przygotowywać naszą pizze? - zaproponował.
- ale tym razem nic nam nie przeszkodzi, ok? - zapytałem.
- mhm. - przytaknął.
- no to do pracy!
po 30 minutach pizza znajdowała się już w piekarniku. gdy leżała gotowa na stole Nialler od razu się na nią rzucił i zabrał połowę. zacząłem go gonić.
- oddawaj to cioto! - krzyczałem.
- niee! moje jedzenie!
- no, ale Niall...
- no ale Harry...
- to moja pizza!
- błagam... - ukląkł na kolana.
- a co będę z tego miał? - spytałem. uśmiechnąłem się chytrze.
- hm... - zastanawiał się.
- pierzesz mi ubrania przez tydzień. - rozkazałem.
- no, ale...
- dobra, to przez miesiąc!
- Harry..
- dwa miesiące? - zasugerowałem.
- dobra, to niech już będzie ten tydzień. - odpowiedział.
zaśmiałem się.
- Horan pierze mi ubrania przez miesiąc, feel like a boss! - biegałem po kuchni i wrzeszczałem jak opętany.
czasami jest mi za siebie wstyd, a co dopiero ma powiedzieć Liam, który gdy widzi moje "odpały" strzela facepalma i przygląda się krzywo z boku. no, ale cóż. jestem równie zakręcony i zwariowany jak moje włosy.
- łączymy się z Tobą w bólu, Niall. - przyznał Malik
- jesteś zazdrosny bo nie umiesz piec tak dobrej pizzy jak ja, dla której Niall poświęca się tak bardzo. - wytknąłem język.
- nie umiem takiej jak Ty, bo ja umiem robić lepszą.
- spokojnie... oboje pieczecie pyszną pizze - uspokajał nas Liam.

***
- dobranoc. - powiedziałem i udałem się do swojego pokoju. ułożyłem się wygodnie na łóżku i zasnąłem.
nie wiem ile dokładnie trwała ta moja drzemka ale podejrzewam, że niedługo. przerwał mi w niej Louis.
- co chcesz? - spytałem zaspanym głosem.
- mam koszmary i nie mogę spać. czy mógłbym się położyć koło Ciebie? - pytając zrobił oczka niczym kot ze Shreka.
- no dobrze, chodź. - odsunąłem kawałek kołdry i poklepałem miejsce koło siebie. Louis wtulił się we mnie i pocałował mnie w czoło.
- dobranoc, moje małe Hazziątko. - rzekł.
- dobranoc, Lou Lou. - odpowiedziałem i pocałowałem go w policzek.

chwila minęła nim zasnąłem więc wpatrywałem się w niego jeszcze przez moment i rozmyślałem.

obudził mnie głośny huk.
szybko zbiegłem na dół, by sprawdzić o co chodzi. zorientowałem się, że hasał dochodził z kuchni więc poszedłem do niej. z początku nie zauważyłem nic szczególnego lecz dopiero po chwili dostrzegłem małego zakrwawionego kotka wokół którego leżały kawałki szkła. podniosłem na chwile swój wzrok na okno. była w nim spora dziura. domyśliłem się, że ten kotek właśnie w ten sposób się tu dostał. wpadł przez okno.
ale jak? przecież sam raczej nie miał tyle siły. czyżby ktoś sam go przez rzucił?

podszedłem do niego i delikatnie uniosłem go w górę. wziąłem kawałek gazika i wytarłem go z krwi. opatrzyłem jego nóżkę bandażem i zawołałem chłopaków. gdy przekroczyli próg drzwi stanęli na środku pomieszczenia. jak wryci spoglądali raz na mnie,raz na naszego małego gościa.



cześć:)
witam was znówwww. cieszycie się, że w tak szybkim czasie dodałam nowy? :D
za pewne dodałabym wcześniej ale miałam jednodniową blokadę po przeczytaniu tego imagina z zux & zarrym. szczerze? to rzygać mi sie chciało po nim. jak można zrobić coś tak okrutnego tak cudownej istotce? no, ale dobra. nie będę hejtowała bo inne directionerki wystarczająco już ją zjechały. pozostawię to bez zbędnego komentarza.
mam sprawę.
nie wiem kiedy dodam następny bo po pierwsze to tak. w przyszłym tygodniu mam biwak więc nie będe pisała. po nim też na pewno trudno będzie mi się zbierało na nabazgranie jakiegoś chociażby początku.
i chyba jak każdy wie teraz jest czas poprawiania ocen a ja muszę niektóre poprawić, więc mam sporo nauki.
szóstego czerwca mam bal.
ósmego czerwca mam urodziny.
i jeszcze muszę odwiesić tego drugiego bloga i w końcu coś na nim napisać!
postaram się coś wymyślić.
ano i dziękuję za osiiiiiiiiiiiiiiiiiiiem komentarzy pod ostatnim rozdziałem. jak na pierwszy chapter z możliwością dodawania opinii to jest good, so good!<3
nie wiem, czy umożliwić wam dodawanie się do czytaczy. jeszcze się zastanowię, jak coś to zrobię to dziś wieczorem, ewentualnie jutro!:D jeżeli się oczywiście na to zdecyduję.
JESZCZE RAZ DZIĘKI<3





wtorek, 15 maja 2012

odnalazłem drogę prowadzącą do szczęścia.

ROZDZIAŁ DRUGI

w mojej głowie krążyło wiele myśli i pytań. zastanawiałem się, jak to będzie. przecież niczym się nie wyróżniam. zacząłem przedzierać się wśród tych wszystkich ludzi. w końcu mi się udało i doszedłem do wyznaczonego miejsca, aby się zapisać. w między czasie udzieliłem krótkiego wywiadu, który miał być dodatkiem do relacji z castingu. następnie udałem się do budynku gdzie miałem czekać na swoją kolej. czas oczekiwania się dłużył. wokół mnie siedziało wiele innych ludzi. niektórzy w okolicach mojego wieku, niektórzy dużo starsi . każdy posiadał na swój sposób cudowny głos. każdy chciał zaistnieć. każdy miał to samo marzenie.
gdy wreszcie nadeszło moje pięć minut ogarnął mnie lęk, a zarazem podekscytowanie. wiedziałem, że wszyscy teraz skupią się mojej osobie. że każdy swój wzrok skieruje na mnie. cieszyło mnie to. mimo, iż lubiłem samotność, nie miałem problemu z występami przed innymi ludźmi. mimo wszystko, lubiłem być w centrum uwagi, jeżeli chodziło o śpiew. wszedłem na scenę. nie tremowałem się. chciałem dać z siebie wszystko. przedstawiłem się. jury zadało mi parę pytań, na które odpowiedziałem. w reszcie zacząłem śpiewać. śpiewałem jak najlepiej. po moim występie wszyscy zaczęli klaskać. uśmiechałem się bo spodziewałem się takiej reakcji. nie jestem próżny ani zarozumiały, ale znam swoją wartość. Nicole pochwaliła mój głos. powiedziała, że jest piękny. nadszedł czas werdyktu. otrzymałem dwie pozytywne opinię z trzech, ponieważ Louis Walsh miał wątpliwości, co do tego, czy nie jestem za młody. ale udało się, przeszedłem do bootcampu. wybiegłem ze sceny uradowany na maksa. cieszyłem się bezgranicznie. mama również się cieszyła, choć przewidziała to, bo wierzyła we mnie i w mój talent. ona i mój ojczym założyli specjalnie, aby dodać mi otuchy koszulki z napisem "we think Harry has the X Factor". była to dla mnie miła niespodzianka. 
- Mamo, udało mi się. wierzysz w to? - powiedziałem, niemal wykrzykując to. 
- od razu to wiedziałam. nie zwątpiłam w Ciebie ani przez chwilkę. - odpowiedziała. 
postanowiliśmy uczcić to wyjściem na pizze do pizzerii. po uczcie wsiedliśmy w samochód i wróciliśmy do domu. podzieliłem się ze znajomymi dobrą nowiną. radość wypełniała mnie całego. nic nie mogło popsuć teraz mojego humoru. nastąpił teraz czas kolejnego oczekiwania. tym razem na bootcamp. 
DWA LATA PÓŹNIEJ
chciałbym opowiedzieć wam całą historię powstania One Direction. zaczęło się to tamtego dnia...
podczas trwania bootcampu poznałem wielu ludzi i nauczyłem się od nich mnóstwo nowych umiejętności. gdy nadszedł czas ogłoszenia wyników podzielono ludzi w parę grup. każda z nich była kolejno wywoływana na scenę. każdy uczestnik wychodził z dobrymi wieściami lub złymi. albo się dostałeś albo nie. 
(...), Harry Styles, (...) - zawołał mężczyzna. 
podążałem za innymi. gdy doszliśmy na miejsce staliśmy na przeciwko jury. stałem oszołomiony nie wiedząc co się dzieję. nie wiele pamiętam z tej chwili. jedynie te słowa, które głosiły, że nie przeszedłem. załamany udałem się w kierunku wyjścia. wraz ze mną szedł miły blondyn. z tego co się dowiedziałem również również się nie dostał. płakał. 
nagle ktoś poprosił nas abyśmy powrócili na scenę. uczyniliśmy to co nam kazali. oprócz nas byli tam jeszcze trzej chłopacy. jednego z nich znałem, ponieważ dokładnie zapamiętałem to, gdy nie chciał tańczyć.
stałem i czekałem na to, co nam powiedzą.  byłem trochę zdenerwowany. po paru chwilach nastrój zmienił się nie do poznania. okazało się, że zostaliśmy połączeni w zespół i jako grupa dostaliśmy się do odcinków na żywo! pamiętam, że ogromnie się cieszyliśmy i okazywaliśmy to skacząc i krzycząc. podziękowaliśmy i wybiegliśmy podzielić się z innymi radosnymi wieściami. wszyscy byli szczęśliwi.
etap x factora minął szybko. zbyt szybko. mimo, że byliśmy w każdym odcinku. zajęliśmy trzecie miejsce i odpadliśmy dopiero w finale. owszem chcieliśmy wygrać, ale tak wysokie miejsce cieszy nas równie mocno. zdobyliśmy ogromną sławę i staliśmy się rozpoznawani przez wielu ludzi.
dzięki temu programowi zdobyłem nie tylko to. również czworo najlepszych przyjaciół, którzy są dla mnie jak bracia. mam na myśli oczywiście Louisa, Liama, Zayna i Nialla. za to jestem mu wdzięczny najbardziej.
zapomniałem wspomnieć, że podpisaliśmy kontrakt z wytwórnią Syco Music. dzięki czemu nagraliśmy płytę "Up all night". znajduje się na niej 13 magicznych piosenek a w wersji limitowanej 15. szczerze? mimo, że nie każdy zakochał się w nich, ja je uwielbiam. nasz sukces zawdzięczamy również naszym fankom, których z każdym dniem jest coraz więcej. kocham je.
dziś nadszedł dzień kolejnego koncertu. rutynowo wykonaliśmy te same czynności przed koncertowe co zawsze. wykonałem swój rytuał i spojrzałem w lustro.
- dzień dobry Mr Sexy. - rzekłem sam do siebie. - ahh, dziś to przesadziłeś. - poczochrałem swoją świetną czuprynę.
- zaczynacie za 5 minut. - powiedział Paul.
udałem się w kierunku sceny. spojrzałem na chłopaków. nie byli zdenerwowani. ja również nie byłem.
uśmiechnąłem się niewinnie do Louisa. w odpowiedzi wystawił rząd śnieżnobiałych zębów i uniósł kąciki swych ust ku górze.
pierwsza piosenka zaczęła się.
*what makes you beautiful*
*one thing*
*up all night*
*i want*
ostatnia piosenka. "More than this". uwielbiam ten utwór. jest piękny i wzruszający. skierowałem swój wzrok w stronę Louisa. zaśmiałem się lekko, gdy zauważyłem, że on także na mnie spogląda. spojrzałem mu prosto w oczy, wziąłem ostatni głęboki oddech i wyśpiewałem swoją solówkę.

siedząc w busie z chłopakami jak zwykle śmialiśmy się ze wszystkiego.

- Harry... - powiedział Niall wchodząc do kuchni.
- tak? - zapytałem.
- mam prośbę. - zaczął. - ogromną!
- znowu?
- mhm! zrób mi coś do jedzenia! - krzyknął robiąc słodkie oczka.
- zrób sobie sam! - zaprotestowałem.
- ale ty robisz najlepszego kurczaka...
- od kiedy?
- od zawsze! - wydarł się na cały dom.
- no dobrze.. ale...
spojrzał na mnie tym "swoim" wzrokiem. nie chciałem ulegać, ale te jego słodkie oczka tak pięknie na mnie spoglądały.
- ale? - przymrużył delikatnie prawe oko.
- no dobra. - powiedziałem po czym Horan rzucił mi się na szyję i mocno mnie przytulił.
zabrałem się do pracy. w szybkim czasie przygotowałem posiłek. zawołałem chłopaków.
- postanowiłem, że od razu zrobię dla wszystkich. - uśmiechnąłem się i rzekłem, gdy zauważyłem, że już wszyscy znajdują się przy stole.
- jesteś moim mistrzem. - przyznał blondyn kosztując dania.
- zapamiętam to sobie. - zaśmiałem się głośno i upiłem łyk piwa.
po pewnym czasie dołączyła do nas zaspana Danielle.
- siemasz śpiochu. - krzyknął na powitanie Zayn.
- hej, hej. - odpowiedziała i podeszła do Liama. wtuliła się w niego bardzo mocno i pocałowała go w policzek.
zrobiłem im zdjęcie i wstawiłem na twittera.
nagle Louis wstał i podbiegł do mnie. podarował mi buziaka i uciekł. zdezorientowany szukałem go wzrokiem lecz nigdzie nie mogłem go dostrzec.
- szybko biega. - pomyślałem.
powstałem i zasunąłem za sobą krzesło. zacząłem biegać po domu jak dziecko z adhd poszukując Tomlinsona. znalazłem go dopiero po dziesięciu minutach. schował się w szafie.
- co ty wyprawiasz? - zapytałem zdziwiony.
- no wiesz.. kocham Cię! - postanowił po raz drugi cmoknąć mnie w usta i ponownie uciec. przeterminowane dziecko normalnie.
nie miałem zamiaru tym go gonić. spokojnie i powoli zszedłem po schodach do chłopaków, którzy wciąż siedzieli przy stole i rozmawiali.
- gdzie Lou? - spytał Zayn.
- nie mam pojęcia. - odpowiedziałem i zasiadłem na tym samym miejscu co przedtem.
- wiecie co? - zaczął Horan.
- hm? - dopytywał Liam.
- bardzo mi smakuje! - oznajmił .
- cieszę się Niall, ale Tobie wszystko smakuje.

spojrzałem na szczęśliwego Liama, który odpisywał na twitterze naszym fanką. wiem, że ja również powinienem to robić. ale jak? którą mam wybrać? której napisać miłe słowa? jest ich tak dużo. za każdym razem, gdy napiszę obojętnie jakiego tweeta od razu spamią mi mentions. to trochę dziwne, lecz zarazem i fajne.
postanowiłem jednak, że poczytam wiadomości  i napiszę do nich. w końcu... nie mogę być gorszy od Payne'a.
jeden tweet zaciekawił mnie bardziej niż inne.

"Harry! nie wiem czy wiesz, ale to właśnie Ty sprawiasz, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech. twój śpiew wywołuje u mnie płacz. lecz płaczę ze szczęścia. pamiętaj, kocham Cię, mimo, że nigdy nie stanęłam koło Ciebie i nie dotknęłam Twojego ciała. Kate xx"

z początku zszokowało mnie to, ale po chwili się ogarnąłem i odpowiedziałem jej.

"Kate! pamiętaj, aby nigdy nie zwątpić w swoje marzenia. wierzę, że kiedyś spotkamy się i staniesz koło mnie oraz dotkniesz moje ciało. też Cię kocham. Harry xx"

odpisałem jeszcze paru dziewczyną i wylogowałem się.

usłyszałem dźwięk dzwoniącego telefonu. odebrałem go. po chwili zorientowałem się, że to Louis do mnie dzwoni. spytałem o co chodzi.
- chodź! szybko! - krzyczał do słuchawki.
- co się stało? gdzie jesteś? - spytałem.
- to teraz nieistotne. jestem u siebie! chodź! błagam!
podreptałem do pokoju Tomlinsona.
przekroczyłem próg drzwi i zorientowałem się, że jestem sam. lecz myliłem się. Louis przyciągnął mnie do siebie i teraz staliśmy twarzą w twarz. wpatrywałem się w jego tęczówki.
- długo się na to zbierałem. ale... - spuścił wzrok. - kocham Cię. - powiedział przybliżając swe usta do moich. na parę minut złączyły się w czułym i namiętnym pocałunku.
odsunąłem się od niego.
- "czy ja jestem gejem? " - zapytałem sam siebie w myślach.


Hej.
chapter drugi gotowy. mam nadzieję, że się podoba!
zezwoliłam na dodawanie komentarzy, mam nadzieję, że skorzystacie z tej opcji.
wiem, że wątek x factora opisałam bardzo krótko i nieszczegółowo, ale nie miałam na to ochoty.
przepraszam, że tak długo zwlekałam z dodaniem tego rozdziału, ale ciągle coś dopisywałam. przecież obiecałam, że rozdziały będą w miarę długie.
do następnego.



piątek, 4 maja 2012

zgubiłem się gdzieś pomiędzy rzeczywistością, a własnymi marzeniami.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

obudziłem się dziś z nadzieją przetrwania kolejnego dnia, zresztą jak zawsze. przyzwyczaiłem się już, że w domu jestem traktowany trochę jak małe dziecko. mama jest lekko nadopiekuńcza, no ale cóż. jestem jej jedynym synem. moi rodzice rozwiedli się dawno temu. mama ma teraz nowego "wybranka serca", no oczywiście mówiąc wybranka serca, mam namyśli tego, który zajmuje drugie miejsce w rankingu ukochanego mężczyzny, bo pierwsze miejsce należy do mnie. cieszę się, że mama napotkała mężczyznę, który potrafi sprawić, by była szczęśliwą. prawdziwego powodu rozstania moich rodziców nigdy nie poznałem i chyba nie poznam. wydawali się dopasowaną i szczęśliwą parą. problemy tkwiły w szczegółach. najwidoczniej nie wszystko było takie cudowne, pozory myliły, a oni za bardzo się od siebie różnili. mojemu ojczymowi zawdzięczam wiele. dzięki niemu mama znów jest wesoła. 
- hej. - przywitałem się i chwyciłem tosta w celu zjedzenia go. 
- dzień dobry kochanie. - odpowiedziała mama, przesyłając wesoły uśmiech. 
po spożyciu śniadania udałem się ponownie do mojego pokoju. dziś jest sobota. postanowiłem trochę pobiegać. mam dobrą kondycję, więc często biegam wokół ulic oddalonych od mojego domu. w trakcie dzisiejszego joggingu wybrałem się do cukierni. usiadłem sam w stoliku dwuosobowym, oddalonym od innych stolików. chciałem przemyśleć niektóre sprawy, dlatego zostałem odosobniony od reszty klientów. zamówiłem ulubionego pączka, usiadłem, włożyłem słuchawki i włączyłem muzykę. akurat leciało "free fallin" johna mayera, co jest moją ulubioną piosenką. często słucham jej, gdy mam doła. czyli tak jak dziś. z rozmyśleń obudził mnie pewien głos. brzmiał, jakby był głosem anioła. 
- mogę się dosiąść? - spytała nieśmiało drobna dziewczyna. skłamałbym, gdybym powiedział, że nie spodobała mi się. 
- tak, oczywiście. - odpowiedziałem wyciągając słuchawki z uszu. 
- czego słuchasz? - zapytała bardziej śmiało. 
- różnych. akurat leci John Mayer. 
- ahm. lubię go. uważam, że to wspaniały artysta. - powiedziała uśmiechając się. wydała się bardzo miła.   była w moim typie. zawsze marzyłem o takiej dziewczynie. ciemna blondynka średniego wzrostu.rozmawiało nam się przyjemnie. czułem się przy niej swobodnie, mimo, że znałem ją niecałe 15 minut. miałem nadzieję, że nasza krótka znajomość ma szanse przemienić się w coś poważniejszego. i w tym momencie czar prysł. do mojej nowej koleżanki podszedł wysoki, umięśniony brunet. przywitał się z nią namiętnym całusem. 
- wybacz, że musiałaś tak długo czekać. - powiedział. 
- nie ma sprawy. - odpowiedziała, dopiero teraz zauważyłem, że nie jest mną zainteresowana. znacząco patrzyła na niego, zdecydowanie inaczej, niż na mnie. 
- możemy już iść? - zapytał zniecierpliwiony. ja jedynie przysłuchiwałem się ich rozmowie. 
- dobrze. do zobaczenia. a tak w ogóle to jestem Jess. - pożegnała się ze mną i odeszła. ta chwila nie należała do najlepszych, choć jeszcze 5 minut temu sądziłem zupełnie inaczej.
- zbyt szybko wyobraziłem sobie zbyt wiele. - powiedziałem sam do siebie. dobrze, że najbliżsi ludzie siedzieli wystarczająco daleko, by nie słyszeć tego co mówię. zorientowałem się, która godzina. siedziałem tu za długo. już dawno powinienem się otrząsnąć i wrócić do porannego biegu. tak też teraz zrobiłem. wracając do domu, udałem się do pokoju. od razu wziąłem prysznic i się przebrałem. przed oczami widniał mi ciągle obraz Jess. zdawało mi się, że jest kimś wręcz idealnym dla mnie, lecz niestety jest zajęta. wygląda na to, że poszukiwania tej wyjątkowej dziewczyny nie zostały jeszcze zakończone. muszę szukać dalej, ale nic na siłę. ufam losowi, który prawdopodobnie sam sprawi, że na mojej drodze ją napotkam. będzie dla mnie jak własna gwiazda rozjaśniająca ciemną stronę nudnej rzeczywistości. 
włączyłem komputer i zalogowałem się na twittera. brak wiadomości i powiadomień. no, ale cóż. czego mogłem się spodziewać? otworzyłem nową zakładkę i wpisałem adres poczty. nowa wiadomość od anonimowej osoby. w załączniku przesłano mi link do strony internetowej na której widniał napis "castingi do siódmej edycji x factor ruszają niedługo". przeczytałem dalszy ciąg informacji dotyczących przesłuchania. znalazłem idealną ofertę dla mnie po czym zamknąłem laptopa i położyłem się spać. 


godzina 10:30 dnia sobotniego. nieogarnięty jeszcze przeciągnąłem się i pognałem prędko do kuchni mając nadzieję, że mama przygotowała dla mnie pyszne śniadanie. na szczęście nie zawiodła mnie i na stole leżały pięknie wyglądające naleśniki. od razu przystąpiłem do konsumowania ich. smakowały równie dobrze jak wyglądały.
- dzień dobry Harry. - powiedziała Anne wchodząc do jadalni. zajęła miejsce obok mnie i wpatrywała się w moje zielone oczy.
- cześć, mamo. - uśmiechnąłem się promiennie. - mam coś na twarzy? - zapytałem zdziwiony.
- nie, dlaczego pytasz?
- bo tak dokładnie mi się przyglądasz. - zaśmiałem się odpowiadając jej na pytanie.
- ponieważ dziś wyglądasz na szczęśliwego. coś się stało? - spytała.
- postanowiłem, że... - zacząłem spokojnie.
- że? - wypytywała.
- idę do X Factor.
- ale jak?
- no, normalnie.
- gdzie?
- w Menchesterze.
- dobrze, kochanie. wydaje mi się, że to świetny pomysł. wierzę w to, że masz ogromny talent i pogłębiłeś mnie w tym przekonaniu śpiewając w White Eskimo. z chęcią zawiozę Cię na castingi i zobaczę jak wygrywasz to show, bo tego jestem pewna. - uśmiechnęła się.
- też tak uważam. - wytknąłem język.
zakończyliśmy rozmowę jak i również zakończyliśmy spożywanie śniadania. udałem się do swojego pokoju w celu wybrania ubrań na dzisiejszy dzień. wyjąłem z szafy ulubioną bluzę i parę spodni. podszedłem do szafy na buty i wyciągnąłem z niej białe krótkie conversy. założyłem to wszystko na siebie i powolnie poszedłem do przedpokoju. ogarnąłem swoje bujne loki i zrobiłem małe poprawki. oznajmiłem mojej rodzicielce, że opuszczam dom i wyszedłem. pokierowałem się z początku do tej samej cukierni, w której spędziłem wczoraj tyle czasu lecz przed samym wejściem rozmyśliłem się i obrałem przeciwny kierunek. ostatecznie wybrałem się do McDonald's. zająłem miejsce przy najmniejszym stoliku jaki udało mi się znaleźć i zastanawiałem się co chciałbym przekąsić. gdy już mniej więcej wiedziałem co chcę podszedłem do lady i złożyłem zamówienie. wybrałem małą kawę i dwa hamburgery. założyłem, że wystarczy mi to.
chwilę przyglądałem się ludziom w kolejce lecz przerwała mi w tym sprzedawczyni, która podała mi moje żarełko. powróciłem do zajętego wcześniej stolika i w parę minut wszystko zjadłem. nieznane mi dziewczyny przyglądały mi się z boku. nie wiedziałem dlaczego budziłem w nich takie zainteresowanie. przecież byłem tylko zwykłym, przeciętnym nastolatkiem wyróżniającym się jedynie tym, że posiadałem piękne loki.
mimo wszystko. cieszyło mnie to.
wstałem i opuściłem budynek. nie wiedziałem gdzie miałem dalej podążać. powrócić do domu, czy też wybrać się na długi i samotny spacer? zdecydowanie wybrałem tą drugą opcję. podążałem alejkami parku, którym oprócz mnie przechadzało się jeszcze kilka zakochanych w sobie par. speszyłem się widząc, że tylko ja nie posiadam tu żadnego towarzystwa. no cóż. usiadłem na ławce i wpatrywałem się w błękitne niebo. z tego co obliczyłem już za parę dni stanę na scenie i zaprezentuję swoje umiejętności paru milionom widzów. o dziwo nie stresuję się tak mocno.
pozostał mi jedynie wybór piosenki. nie mogłem się zdecydować. miałem w głowie milion utworów, które mogłyby się nadawać.
postanowiłem już wrócić do domu. natłok tych wszystkich myśli wykończył mnie. przekraczając próg drzwi zaatakowała mnie mama, która entuzjastycznie wykrzykiwała słowa, których niestety nie mogłem zrozumieć.
- wdech, wydech. mamo, spokojnie. - powiedziałem opanowany.
- zastanawiałeś się nad piosenką? - zapytała już spokojniej.
- tak, ale nie jestem w stanie wybrać jakiejkolwiek.
- no dobrze. może razem uda nam się zdziałać. - uśmiechnęła się promiennie.
- no to tak. myślałem o wielu. masz jakiś pomysł? - spytałem.
- Isn't She Lovely? - zaproponowała. chwilę myślałem lecz w końcu odmówiłem. wypowiedziała jeszcze paręnaście tytułów, ale żaden nie poruszył mnie jakoś specjalnie. pobiegłem do pokoju i ułożyłem się wygodnie na łóżku. podśpiewywałem cicho piosenkę Steviego Wondera. po długim czasie podjąłem decyzję. ponownie udałem się do kuchni, w której znajdowała się Anne.
- jednak zaśpiewam to. - uśmiechnąłem się.
- ale że co? - odpowiedziała zdezorientowana.
- Isn't She Lovely.
- dobry wybór. - skomentowała.
uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.

Isn't she pretty?
Truly the angel's best
Boy, I'm so happy
We have been heaven blessed 


Hej. powitajcie rozdział pierwszy, wooohoo! :) wyszedł trochę krótki, ale i tak dłuższy niż wtedy.
nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam to opowiadanie!<3 *skromniacha*

do następnego, bye!

wtorek, 1 maja 2012

poznajcie Harry'ego, pana Stylesa.


"Nosisz w sobie wszystko co jest, kiedykolwiek było i kiedykolwiek będzie. Twój umysł i ten nagromadzony w nim bałagan, w którym się za swoim przyzwoleniem poruszasz, i który w obecnych czasach utrzymuje Cię zajętym każdego dnia, utrzymuje Cię również w niewoli ograniczeń, które sam sobie stworzyłeś."

w moim życiu popełniłem wiele błędów. niektóre naprawiłem, niektóre nie. lecz wszystkie zrozumiałem i wiem, że postąpiłem źle. nazywam się Harry, a dokładniej Harry Styles. jestem zwykłym, przeciętnym nastolatkiem z pasją, którą jest muzyka. śpiewanie jest moją miłością. wychodzi mi całkiem dobrze. staram się rozwijać talent. pragnę zaistnieć i wierzę, że to kiedyś nastąpi. na razie jest to jedynie moim marzeniem. mam przyjaciół, niestety niewiele. przeważnie doceniam to, że ich mam, lecz zdarzają się też momenty, gdy wyklinam to, że ich spotkałem, za co mi wstyd. jestem trochę kochliwy, ale chciałbym się zakochać, tak naprawdę, szalenie i bezgranicznie, bo to prawdziwe uczucie jest mi obce. nie nastąpiło to jeszcze, ale wierzę, że w końcu spotkam tą jedną jedyną, która nauczy mnie znaczenia słowa miłość. nie narzekam na moje życie, mimo, iż jest trochę nudne. czasami odnoszę wrażenie, że coś się zdarzy. coś co odmieni mój dotychczasowy tryb życia. czekam tylko na tą chwilę. 
uznaję wiele przekonań. lecz jednym, chyba najważniejszym jest takie, które głosi, że w życiu najważniejsze są momenty. ponieważ to one koloryzują rzeczywistość. wiadomo, że niektóre są wesołe, a inne przeciwnie. wiem to doskonale. dlatego staram się nie załamywać po jednym upadku. wręcz podnoszę się i staję gotowy do dalszej walki. czy czasami nadstawiam drugi policzek? możliwe. ale gdy w grę wchodzą moi bliscy staję się wtedy twardym i silnym zawodnikiem. wiem, że może wydaje się to trochę banalne, ale tak jest. na prawdę. 
chciałbym aby wszyscy wokół mnie byli szczęśliwi. dążę do tego, by takimi ich uczynić. mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda. 
czy kocham swoją mamę? najmocniej! nie wyobrażam sobie życia bez tej cudownej i opiekuńczej kobiety. nie wspomnę już, że jest niesamowicie piękna. drugą najważniejszą dla mnie osobą płci żeńskiej jest moja siostra Gemma. uwielbiam ją. choć nie zawsze się ze sobą zgadzamy. 
jedyny wniosek na temat samego siebie? jestem jaki jestem i nikt nie ma prawa ingerować w moje prywatne życie. no może jedynie bliski przyjaciel, którego jak do tej pory nie poznałem. ale poznam, obiecuję to sobie!


CZEŚĆ!
witam was, znowu. postanowiłam zacząć od początku, ponieważ doszłam do wniosku, że pierwsze rozdziały w ogóle mi nie wychodziły i były za krótkie. myślę, że uda mi się poprawić i napisać to dużo lepiej.
przyznam, że szkoda było mi usuwać te wszystkie posty. to było moje drugie opowiadanie, które założyłam w lutym lub styczniu.  no, ale co tam. raz się żyje!
jeszcze raz napiszę to samo, bo wiem, że tamtej wypowiedzi już nie ma.
ta historia będzie zainspirowana Harrym, ale nie wszystko będzie prawdziwe. wprowadzę wiele wymyślonych przeze mnie wątków. mam nadzieję, że wam się spodobają.
zapraszam na moje blogi, które znajdziecie w zakładkach.
no to do następnego, pa!
xx
#chaptery będą dłuższe!